18 wrz 2015

Trudne wybory

W szkole średniej jesteśmy stawiani przed jednym z trudniejszych wyborów w naszym życiu. Chodzi mi głównie o maturę, a dokładniej o to, co chcemy na niej zdawać oraz to, gdzie wybierzemy się na studia. Sama mam z tym nie lada problem. Czy w wieku 18/19 lat jesteśmy już na tyle dojrzali i zdecydowani aby móc podjąć wybór, który będzie miał wpływ na nasze dalsze życie?

Wielokrotnie udawałam się do szkolnego psychologa oraz doradcy zawodowego, abym mogła rozwiać pewne wątpliwości oraz dowiedzieć się czegoś o sobie samej. Czy pomogło? Trochę na pewno. Jednak nadal nie jestem w 100% zdecydowana gdzie chciałabym się udać po liceum.
Pani psycholog określiła mnie humanistyczną artystką. Można by powiedzieć, że kierunków do studiowania jest multum więc z pewnością znajdę coś dla siebie. Otóż nie.
To o wiele trudniejsze niż się wydaje.
Chcę studiować to, co naprawdę mnie kręci, coś czego będę się z chęcią uczyła, zdobywała widzę i doświadczenie z uśmiechem na ustach. To jest możliwe, ale potrzeba czasu.
Gorzej, kiedy będąc w 3 LO lub 4 klasie technikum nadal tego nie wiemy, a do końca września musimy się określić co chcemy zdawać na maturze.

Wydaje mi się, że to pierwsza trudna decyzja, którą przychodzi nam podjąć będąc już dorosłym.

6 maj 2015

Sens "przyjaźni"


Witam ponownie po krótkiej przerwie!Mam nadzieję, że weekend majowy upłynął Wam w miłej i przyjaznej atmosferze oraz, że pogoda dopisała. Przyznam szczerze, że przez ten długi weekend miałam kilka okazji do głębszych przemyśleń, w tym między innymi o... sensie przyjaźni. Tak, dobrze przeczytałeś. Dlaczego akurat w taki wspaniały czas do grillowania, zabaw ja zagłębiałam się w tajniki, sens i 'moc' przyjaźni? Otóż skłoniło mnie do tego, o dziwo - moje sumienie.

Zawieramy różne przyjaźnie: szkolne, podwórkowe, internetowe, wakacyjne, przyjaźnie z dzieciństwa itp....Właśnie i tutaj mamy haczyk nr.1

Można by powiedzieć, że przyjaźni zawartej w dzieciństwie nic nie jest w stanie złamać... Hmmm, przez długi czas również tak uważałam. A zatem co mnie skłoniło do zmiany zdania? REALIA.Jak się okazało zmiana otoczenia (a co za tym idzie - towarzystwa), nowe zainteresowania no i oczywiście chłopak/dziewczyna... Kiedy te rzeczy wchodzą w grę i jesteśmy zafascynowani swoją drugą połówką, wolny czas spędzamy tylko z nią, poznajemy smak pierwszych imprez przekrapianych alkoholem i jesteśmy zapatrzeni w nowych, doświadczonych w tym znajomych, całkowicie zapominamy o starych przyjaciołach.Jestem przypadkiem takiego zapomnienia. Teraz tłumaczenia "ogrom nauki", "wyjazd do rodziny" nie robią na mnie żadnego wrażenia. Nie masz ochoty się spotkać? OK, powiedz mi to, ale nie waż się kłamać. Uwierzcie, że nie ma nic gorszego, niż to, że osoba którą uważaliście za przyjaciela od -nastu lat, totalnie o Was zapomina i nie odzywa się od 3 miesięcy i więcej, bo w końcu jest zakochana i spędzanie czasu z ukochanym/ą to największy życiowy priorytet. Żenada.

Haczyk nr 2.
Przyjaźnie szkolne i podwórkowe są wspaniałe jednak często krótkotrwałe, Dlaczego tak uważam? Dlatego, że dorastamy, kończymy szkołę (lub ją zmieniamy), idziemy na studia i drogi się rozchodzą, pochłaniają nas sesje, obowiązki, kiedy się przeprowadzamy to również mieszkanie... w ówczesnych czasach rzadko kiedy można spotkać osobę, która chce taką przyjaźń podtrzymywać w takim stopniu jak dotychczas.

No i czas na Haczyk nr 3.
Przyjaźnie internetowe. Przez osoby starsze niezrozumiałe, uważane za przyjaźnie niebezpieczne, dziwne, podejrzane... jednym słowem potępiane. Z kolei wśród młodzieży - coraz bardziej powszechne. Wbrew pozorom takie przyjaźnie w czasach XXI wieku, gdzie królują wszelkie media, stają się najtrwalsze. Podczas kontaktów najczęściej wyłącznie internetowych nie boimy się, aż tak bardzo osądzania nas, szyderstwa czy tego, że jesteśmy jacyś "inni". Internetowy przyjaciel czasem szybciej zauważy, że u nas jest coś nie tak, niż ten z 'reala'. Przed takimi osobami najczęściej nie mamy oporów, żeby się otworzyć, otwarcie powiedzieć o swoich problemach, o tym co nas gryzie... Może bardziej takim osobom ufamy? Jednak wszystko ma swoje plusy i minusy. Osoba, która tak doskonale nas rozumie często mieszka na drugim końcu kraju, lub jeszcze lepiej - gdzieś poza jego granicami, I co wtedy? Wtedy zaczynają się schody. Nie wsiądziesz w autobus/tramwaj/samochód czy też rower i nie powiesz " będę za 5 minut"żeby wesprzeć w potrzebie, lub kiedy nagle ktoś zachoruje, leży w szpitalu, a Ty z powodu wielu obowiązków, nie możesz sobie pozwolić żeby wsiąść w pociąg i pojechać podtrzymywać na duchu drogiego drucha.

 Czy to sprawiedliwe? Absolutnie nie.Dlaczego Ci, których mamy na miejscu najmniej sobie z nas robią? Przypominają sobie o nas tylko wtedy kiedy coś im się nie układa, mają jakiś problem... Dlaczego Ci, którym szczerze zależy na naszym szczęściu są tak rzadko przez nas widywani?